Łowca Androidów

Parę dni temu gadałem sobie na fejsie ze Skomo, znacie Skomo nie? No. I tak przerzucaliśmy się tytułami co by tu sobie obejrzeć. Zapytałem, czy widziała Blade Runnera? No to jak nie, to niech sobie obejrzy - bo dobry - i jakoś tak odruchowo wrzuciłem go do ściągarki. Łącze mam typu "wiejska radiówka", więc i siorbało się niemiłosiernie długo. Ale w końcu...



Wiecie, Łowca Androidów to nie jest film na posiadówę z kumplami przy browarze, przynajmniej według mnie. Moim marzeniem jest zobaczyć go na dużym ekranie, w pustej sali kinowej ze skrzypiącymi fotelami; na oparciu położyłbym spodeczek zamiast popielniczki i ewentualnie szklaneczkę czegoś mocniejszego(kiedyś jeszcze za życia pana Romka, głównego operatora grybowskiego kina, takie rzeczy były możliwe).

Nie bedę Wam tu się rozpisywał na temat fabuły, ani elaborował eseju na temat wymowy dzieła i co tam reżyser chciał powiedzieć, ani co też autor przekazać(Łowca... to ekranizacja książki "Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?" - naszego ulubionego paranoika - Philipa Dicka).

Po prostu, jeżeli lubicie niebanalne filmy, w dobrej obsadzie(Ford, Hauer) i mistrzowskiej reżyserii(Scott). Takie które, zadają też dosyć ciekawe pytania(a nawet może ważne, patrząc na technologie które zdobywają dzisiaj uwagę mediów i świata). Jeżeli kręci Was fantastyka, albo tak jak ja uwielbiacie klimat filmu noir, i lubicie twardych bohaterów, piękne fammes fatalle i trudne zadania przed nimi - to usiądźcie sobie w ciemności, kiedy wasi najbliżsi już śpią i poświęćcie staremu Łowcy trochę czasu, sącząc atmosferę filmu jak whisky z wygrzanej w dłoniach szklanki...
Polecam.

PS. No i muza Vangelisa, tutaj jest link do fragmentu!

Komentarze

Popularne posty