Blogowanie na górze
Żeby łyknąć trochę spokoju i sklecić ten post wyjechałem na górę(tutaj widoczek), nie jakąś tam górkę ale na Matelankę (nawet pani w przedszkolu nie wiedziała skąd ta nazwa), która grodzi Grybów od północnej strony. Klimat, wiecie jak na amerykańskim filmie z lat 80-tych, samotny bohater zmęczony życiem spogląda z kamienistego urwiska na zapalające się w dole światła wielkiego miasta... No tak mnie też ten obrazek kojarzy się bardziej z parą nastolatków na tylnim siedzeniu cadillaca, ale o tym za chwilę.
Wyjechałem sobie na górę, moje kochane czytelniczki, każdy Grybowianin zna to wzniesienie i drogę doskonale, to tutaj chodziło się na całodzienne przedszkolne spacery, później na harcerskie ogniska, a jeszcze później wiodła tędy ścieżka tradycyjnej, corocznej drogi krzyżowej, na którą chodziło się podrywać dziewczęta(później niestety proboszcz zmienił trasę pewnie dlatego żeby młodzież nie gubiła się w ciemności po krzaczorach, parami). W połowie drogi mniej więcej, jakiś pomysłowy mój krajan ustawił kiedyś ławeczkę z betonu i drewna, można było przysiąść, obalić flaszeczkę, pościskać się z dziewczyną(wszak każdy lubi te momenty w amerykańskich filmach) ewentualnie wysłuchać opowieści kumpla o tym jak to jego była panna jest jednak w ciąży i co będzie jak się te dwie aktualne dowiedzą... Tak, ławeczka to był złoty pomysł. Ja też - myślałem - usiądę, zapalę, strzelę sobie puszeczkę Cherry Coke, pierdolnę pościk. I co? I dupa! Naprzód, gdzie kurwa w tym mieście można kupić wiśniową kolę?! Następnie, zajeżdżam na miejsce i co widzę? Po ławeczce zostały tylko dwa betonowe kikuty i sterta butelek("Z czerwoną kartką" i "Żołądkowa" rulez!). Co za kurwiszon chytry rozjebał ławeczkę? A taką chciałem posnuć opowieść, jak to siedzę i spoglądam na Grybów, miasto rozkłada się w korycie rzeki, dymią kominy Stolbudu, i błyska fleszami migomatów przeszklona hala peerki, Stalbudu czy jak to tam się teraz nazywa, sznury czerwonych i żółtych świateł do skrzyżowania( by the way, noż kurna, żeby miasteczko miało jedne światła i korki jak w stolycy... ech...), jak to pośród dachów rynku, strzela w górę nieoświetlana już od kilku lat wieża neogotyckiego kościoła... Tak wam chciałem napisać, ale jakiś piździelec zabrał mi ławeczkę! W dodatku, gdzie kiedyś były chaszcze i zagajniki brzozowe to teraz się, kurna, ludziska pobudowali, a tu dróżyna wąska jak wjazd do cnotki, i co chwilę mruga jakiś koleżka światłami żebym się usunął.
Zjechałem trochę niżej na parking Ośrodka Politechniki Warszawskiej, gdzie to studenci tegoż uczyliszcza stacjonują na wakacjach, praktykując mierzenie nachylenia gruntu i wbijanie w niego biało-czerwonych tyczek. To miejsce też jest mi dobrze znane, tutaj w burzliwym okresie dojrzewania chadzaliśmy latem z kumplami z osiedla, przez las, podglądać studentki pod prysznicami(w każdym pawilonie jest takie małe okienko w łazience wychodzące na ogrodzenie i las ciemny za nim). I tak palę sobie szluga, zapijam pepsi i gapię się na Grybów. Na nasz małe, własne Twin Peaks. No, bracia Grybowianie, nigdy Wam nie przyszło to porównanie go głowy? Przypomnijcie sobie czołówkę tego skądinąd świetnego serialu: góry, ptaszki zakłady, sklepiki, kamienista rzeczka... A za fasadą tego wszystkiego mroczne tajemnice, jak znalazł Grybów: Adaś(jeszcze mu dychę wiszę), Gruszka co zabił Gruszkową i naprany Japońcyk - barometr końca świata(więcej o nim w TYM poście). Twin Peaks jak w pysk strzelił! Biada Tobie, miasto Priama i burmistrza Piechnika! Dla klimatu:
Z innej beczki(a może właśnie tej samej?): przed chwilą byłem świadkiem fajnej sceny(w ogóle muszę tu częściej wpadać, świetne miejsce do obserwacji antropologicznych). Rozproszony na chwilę przez kota ciekawie zaglądającego do wnętrza samochodu, nie zauważyłem jak na drodze od strony rynku pojawiła się parka. Chłopak i dziewczyna, wiek - tak pomiędzy późnym gimnazjum a średnim liceum, miny poważne, krok dostojny, ręce splecione, idą, nie rozmawiają, widać co już mieli sobie do powiedzenia to powiedzieli. Słońce zachodzi już całkiem prawie. Wzrok dziewczyna ma twardy, usta zacięte i nagle z tych ust padają nie więcej jak dwa szybkie słowa, musiały być ostre, szkoda że nie słyszałem, a chłopak, jak pisze Sienkiewicz, jakby go gadzina żgnęła, obrócił się i w dyrdy na dół - ROZSTANIE chyba! Ech, scena jak z wyżej wspomnianych filmów... Pewnie bidulka planowała z nim już dwójkę pyzatych dzieci i do m na ziemi od ojca w posagu wziętej... A pewnie on chciał tylko na ławeczkę, w wiadomym celu...
Dobra kończę, bo coś tu kocim moczem zaciąga, chyba gadzina(ten Sienkiewicz!) oszczała mi furę!
Komentarze
Tak, Grybów stracił kolejny swój symbol. Możesz napisać coś o Kaskadzie, przybytku grybowskich wesel ;).
Podołasz, podołasz. No trzeba ją upamiętnić!
Zdjęcia niestety nie posiadam, gdyż J będąc często bardziej napierdolonym od samego siebie wymyka się zasadom fizyki rzeczywistości, co czyni go niemożliwym do uchwycenia przez obiektyw:)